MACIERZYŃSTWO,  STREFA MATKI,  WYWIADY,  ZDROWIE

Poznajcie małego superbohatera!

Ciąża – niektórzy nazywają ją stanem błogosławionym. Wiele z nas ze względu na swoje samopoczucie w ciąży zaprzecza temu. Jednak nadal jest to radosny czas oczekiwania na swoją pociechę. Niestety zdarzają się sytuacje w życiu, że ciąża jest przepełniona strachem… strachem o swoje nienarodzone maleństwo i o przyszłość. Z taką sytuacją spotkała się moja dzisiejsza bohaterka. Jednak mimo złych wiadomości – nie poddała się, nie załamała się! Wiedziała, że życie jej synka zależy od niej! I właśnie za tą moc i zawzięcie ją podziwiam! że mimo tylu przeciwności znalazła tą siłę i postanowiła walczyć!

Poznajcie Agnieszkę, która udowadnia nam, że mama może wszytko! oraz jej równie dzielnego i silnego synka Olinka!

Witaj Agnieszko. Może na początek opowiesz jak przebiegała Twoja ciąża? Czy od początku było już wiadomo o problemach z jakimi będzie zmagał się Olek?

W zasadzie od początku pojawiły się problemy. Pierwsze trzy miesiące znosiłam dość dobrze, choć pamiętam że na przełomie 7-8 tygodnia miałam bardzo ostre bóle brzucha promieniujące do krzyża. Takie wręcz skurczowe. Kilka razy udawałam się nawet na izbę przyjęć, ale w badaniach USG nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. W 12 tygodniu ciąży byłam na pierwszym USG genetycznym, które… również wyszło poprawnie! Jednak coś nie dawało mi spokoju. Miałam wrażenie, że lekarz który mnie badał zrobił to dość powierzchownie. Zamiast cieszyć się dobrym wynikiem, ja doszukiwałam się problemu. Trzy dni później postanowiłam iść ponownie na badanie, do innego specjalisty. Na początku wszystko było wspaniale. Jednak po 2 minutach badania doktor zamilkł i bardzo intensywnie zaczął wpatrywać się w monitor… Już wiedziałam, że jest źle. Poinformował nas, że nerki są mocno powiększone, a ich obraz niewłaściwy, co może świadczyć o wadzie układu moczowego u dziecka.  Nie był w stanie nic więcej powiedzieć na tym etapie. Wypisał skierowanie na badanie PAPPA oraz do szpitala o najwyższym stopniu referencyjności na szczegółową diagnostykę.

Co czułaś jak lekarz oznajmił Ci, że Olinek może mieć wadę układu moczowego?

Szok. Mam wrażenie, że byłam z jednej strony przerażona, z drugiej nie docierało do mnie co się dzieje. Szukałam jak najwięcej informacji o wadach nerek, wraz z Mamą zdobyłyśmy wiele kontaktów do najlepszych specjalistów. Wiedziałam, że jest źle. Bałam się najgorszego. Jednocześnie od razu przystąpiłam do działania. Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko by Go uratować. Nawet jeśli miałoby się nie udać, chciałam mieć poczucie, że zrobiłam wszystko co było w mojej mocy….

Mimo tych ciężkich chwil nie poddałaś się! Byłaś gotowa działać od samego początku. Jakie były kolejne kroki, które podjęłaś?

Pojechałam do jednego z najlepszych w Polsce szpitali, gdzie wykonują operacje jeszcze w łonie matki. Przeszłam 7 zabiegów wewnątrzmacicznych, w pełnej narkozie, które miały na celu uratowanie jakiejkolwiek funkcji nerek Olinka. Ten czas bardzo mocno odbił się na mojej psychice. Leżałam przez kilka miesięcy na oddziale, na którym przebywały kobiety tylko i wyłącznie z powikłanymi ciążami. Praktycznie nie było dnia, by coś się złego nie zadziało. Z niektórymi bardzo się zżyłyśmy i przeżywałyśmy wielką tragedię kiedy okazywało się, że dziecko umarło w trakcie ciąży, albo tuż po porodzie. Każda z nas w jakiś sposób wręcz ryzykowała własne życie dla dania szansy dziecku. I każda miała nadzieję, że jednak wszystko dobrze się skończy. Że dziecko, jeśli nie zupełnie zdrowe, to urodzi się w niezłym stanie… pozwalającym na w miarę normalne życie. Jednak tych historii bez happy endu było sporo… Nasza też nie skończyła się tak jak planowaliśmy…

To jest niesamowite jak dużo potrafi znieść matka dla swojego dziecka. Co się zmieniło w waszym życiu po narodzinach Olinka?

Absolutnie wszystko. Olinek urodził się w wyniku komplikacji okołooperacyjnych. Przyszedł na świat na przełomie 26 i 27 tygodnia ciąży, jako skrajny wcześniak, z wylewami krwi do mózgu II i III stopnia, niedotleniony. Miał niewykształcone płuca, długo przebywał pod respiratorem a później CEPAPem. Miał niedojrzały układ pokarmowy i bardzo długo był karmiony pozajelitowo, a później przez kolejne miesiące miał zwiększane dawki pokarmu zaledwie o 1ml… Stan był bardzo cieżki. Wielokrotnie agonalny. Kilka razy był reanimowany. Jego szanse na przeżycie były praktycznie zerowe, a jeśli miałby przeżyć to miał nie widzieć, nie słyszeć, tylko i wyłącznie leżeć. Nerki również nie chciały podjąć funkcji, bo nie dość że miały wadę wrodzoną, to jeszcze były obarczone skrajnym wcześniactwem. Przychodziło zakażenie za zakażeniem. Trzykrotnie wdała się sepsa. Przeżycie w takim stanie graniczy z cudem. I chyba faktycznie o cudzie tu mówimy, bo doktor która prowadzi Olka mówi, że z medycznego punktu widzenia on nie miał szansy przeżyć. Wyniki jego badań absolutnie zaprzeczały jakimkolwiek szansom.

A co się zmieniło? Przez pierwsze pół roku, kiedy Olek się urodził, musieliśmy z Mężem zamieszkać w innym mieście, by móc codziennie być przy Olinku. To wiązało się z odejściem z pracy przez mojego Męża. Chciał być blisko nas w tych najtrudniejszych w życiu chwilach. Jego obecność również mnie uratowała, bo nie wyobrażam sobie być tam sama. Każde wejście na OIOM to był ogromny stres. Z jednej strony marzyłam by być z Olinkiem, by móc na niego spojrzeć, by wziąć na ręce. Z drugiej paraliżował mnie strach. Do dziś jak słyszę dźwięki maszyn medycznych mam wrażenie, że wyskakuje mi serce. Okres ciąży a później walki o życie Olka bardzo wpłynął też na naszą psychikę. Mi odbiło się to w postaci problemów nerwicowych, ale również odporności, chorobach autoimmunologicznych czy wadze. Mojemu Mężowi na problemach z sercem. Pomagała mi też niezwykle moja Mama, która co drugi dzień przyjeżdżała do nas z jedzeniem oraz wypranymi, szczelnie zamkniętymi  rzeczami dla Olinka (tam gdzie mieszkaliśmy nie było pralki, a Olinek wymagał sterylnych warunków gdyż najmniejsza bakteria była dla niego groźna).

Po powrocie do Warszawy postanowiliśmy też wynająć nasze mieszkanie i zamieszkać u Rodziców, jak również sprzedać samochód. Za te pieniądze mogliśmy opłacić początkowe leczenie i terapie Olinka.

Wiemy już, że Olinek jest wcześniakiem, który od początku zmaga się z wadą układu moczowego. Jakie jeszcze problemy do tego doszły?

Naszym głównym problemem okazało się Mózgowe Porażenie Dziecięce Czterokończynowe. Nie wiedzeliśmy o nim od początku, bo taką diagnozę zazwyczaj oficjalnie stawia się między 1 a 2 rokiem życia. Jednak przypuszczaliśmy, że będą takie problemy jako konsekwencja niedotlenienia przy porodzie oraz wylewów krwi do mózgu. Olinek od początku dość mocno był opóźniony w sferze ruchowej. Kiedy jego rówieśnicy zaczynali raczkować, on nie podnosił jeszcze głowy. Kiedy oni stawiali pierwsze kroki, on próbował przekręcić się na brzuch. I tak jest do dzisiaj. Olinek właśnie kończy trzy lata. Nie siedzi samodzielnie, nie raczkuje, nie chodzi. Przemieszcza się czołgając się (i to dopiero od 4 miesięcy), siedzi tylko na specjalistycznych krzesłach z dodatkowymi pelotami w tułowiu, na nogach ma ortezy, próbuje chodzić przy balkoniku. Obecnie naszą największą bolączką nie tyle jest jego brak sprawności ruchowej, co problemy komunikacyjne. Mimo 3 lat Olinek nie mówi. Jednak umysłowo rozwija się prawidłowo, wszystko rozumie, pokazuje gestami co chce powiedzieć, jest bardzo bystry i kontaktowy. Niestety brak możliwości swobodnego przemieszczania się i problemy z komunikacją niezwykle go frustrują, gdyż emocjonalnie i intelektualnie rozwija się prawie jak zdrowy rówieśnik. A ciało go tak bardzo ogranicza…

Jak na tą chwilę wygląda sytuacja z jego nerkami?

Olinek po porodzie przeszedł 3 zabiegi na nerkach. Od urodzenia również przewlekle przyjmuje 2 antybiotyki, które mają na celu zabezpieczyć go przed zakażeniami. Każda próba odstawienia antybiotyków kończy się hospitalizacją, urosepsą i walką o życie. Olinek jest pod stałą opieką najlepszych specjalistów urologów i nefrologów w Polsce. W przyszłości czeka go skomplikowana operacja rekonstrukcji układu moczowego (usunięcia części nerek, przeszczepów moczowodów, plastyki pęcherza moczowego), a w przyszłości być może również przeszczep.

Olinek już wiele razy pokazał jaki jest silny i, że się nie poddaje! Jak na co dzień znosi te wszystkie rehabilitacje i badania?

Różnie. Zależy od rodzaju ćwiczeń, czy badań. Olinek ma bardzo dużo zajęć – kilka godzin  w tygodniu terapii funkcjonalnej, terapię ręki, terapię integracji sensorycznej, terapię psychologiczną oraz zajęcia neurologopedyczne i logorytmikę. Kiedy był młodszy dużo chętniej ćwiczył – traktował to jako zabawę. Ćwiczenia na tamtym etapie też były łatwiejsze. Teraz wymagania są wyższe, zadania cięższe, a Olek jeszcze nie do końca rozumie, że wszystko jest robione dla jego dobra. Dlatego ostatnio buntuje się i płacze podczas ćwiczeń. Ale nie możemy mu odpuścić. Mimo, że serce nam pęka kiedy widzimy jego łzy. Każda przerwa w terapii to nie tylko brak postępów, ale również regres. W przypadku niskiego funkcjonowania Syna, regres oznacza całkowite przykucie do łóżka…

Badania też źle znosi. Ma syndrom białego fartucha. Nie ma co mu się dziwić. Połowę swojego życia spędził w szpitalu, a badania które przechodził zawsze należały do tych bardzo nieprzyjemnych. Chociaż i w tym potrafi nas zaskoczyć. Ostatnio bardzo spodobała mu się wizyta u laryngologa i badanie fiberoskopem przez nos. Ja bym uciekła z fotela na jego miejscu, a on po badaniu chciał raz jeszcze wracać do gabinetu. Także po Nim można się naprawdę wszystkiego spodziewać!

Tak jak mówisz, dorosły człowiek miałby już dość. Nie ma się, więc co dziwić, że i Olinek się denerwuje zwłaszcza, że nie do końca rozumie, że to wszystko dla jego dobra. Czy w ciągu dnia macie czas na odpoczynek? Czy każdy dzień to rehabilitacje, wizyty lekarskie itp.?

Zajęcia mamy od poniedziałku do soboty. Rano wstajemy, myjemy się, wkładamy Olkowi ortezy na nogi i gnamy do samochodu. Dojazd na terapię zajmuje nam około godziny. Po drodze karmię Olinka, sama już zwykle nie dążę zjeść. Dawniej aktywnie brałam udział w zajęciach Olka i praktycznie cały czas ćwiczyłam razem z nim. Teraz Olek lepiej skupia się bez mojego udziału, więc w tym czasie czekam na niego na korytarzu, dojadam śniadanie, i załatwiam ogrom spraw: zapisuję Olka na kolejne terapie, umawiam go na wizyty lekarskie, na przymiarki sprzętów, opłacam  zajęcia itp. Następnie wracamy do domu, Olek zjada zupę i idzie spać. W tym czasie niewiele da się zrobić, gdyż Olinek ma od urodzenia ogromne problemy ze snem, Budzi się co chwila, trzeba go ponosić, przytulić, dać pić… Także jest to taki czas czuwania. W międzyczasie zwykle zajmuję się pisaniem jego bloga, czy aukcją. Ostatnio tego czasu jest jeszcze mniej, bo Olinek odrzuca powoli drzemkę w ciągu dnia. Także zdarza się, że nie udaje się go uśpić. Popołudnie to czas zabawy ale i terapii i nauki. Bardzo dużo musimy pracować z Olinkiem w domu. Codziennie Olek musi mieć ćwiczenia logopedyczne i masaże buźki. Codziennie też musi być pionizowany: zarówno w pionizatorze, jak i chodzić przy balkoniku. Nie można go ot tak puścić, trzeba cały czas korygować to jak chodzi, czy dobrze stawia nogi, czy nie przysiada na balkoniku… Często też popołudniu wpada nam jakaś wizyta lekarska. A przed spaniem ostatnia godzina to festiwal podawania leków. Co kilka minut musi przyjąć inny specyfik. To też taki czas kiedy musimy być w domu, bo leki które bierze wymagają lodówki… Jak pójdzie spać to znów jest czas czuwania. Śpimy na zmiany. Bardzo pomaga nam też w tym moja Mama….

Dobrze jest mieć wsparcie i móc liczyć na najbliższych. Jednak wiadomo, że zbiórka pieniędzy czasami wiąże się z „hejtem” od osób, które nie miały do czynienia z taką sytuacją. Czy ty też spotkałaś się z nieprzyjemnymi komentarzami, że żyjesz za pieniądze, które są ze zbiórek dla Olinka?

Niestety tak. Oczywiście od osób, które nigdy z takim rodzajem niepełnosprawności oraz taką chorobą nerek jaką ma Olek – nigdy nie miały do czynienia. Nie mają pojęcia jaki jest koszt takich terapii. Przez pierwsze 2 lata życia Olinka wydaliśmy na samo leczenie, leki, wizyty lekarskie, badania i terapię – ponad 200 tysięcy złotych. To było wszystko co mieliśmy całą rodziną po wynajęciu mieszkania, sprzedaniu samochodu i ciężkiej pracy Męża oraz w ogromnej mierze mojego Taty.  W końcu te pieniądze się kończą…. I mimo wstydu, lęku i zażenowania – trzeba poprosić obcych ludzi o pomoc. Wcale łatwo mi to nie przyszło, ale tak samo jak w ciąży, stwierdziłam że zrobię dla Olinka wszystko, by dać mu maximum szans….

Niestety w naszym kraju nie można liczyć praktycznie na żadną pomoc jeśli chodzi o bezpłatne wizyty czy terapie. Kolejki do lekarzy są niezwykle długie, a w przypadku chorób jakie ma Olek – nie można czekać. Tak samo jest z terapią. Olinek ma przyznaną na NFZ jedną godzinę w tygodniu ( a w zasadzie 45 minut) terapii funkcjonalnej. Nic więcej.  W momencie kiedy wymaga conajmniej kilku godzin, a dodatkowo terapii ręki, terapii integracji sensorycznej, zajęć logopedycznych i z psychologiem. Wszystkie te zajęcia mamy prywatnie, a to kosztuje krocie. Do tego dochodzą tzw. turnusy rehabilitacyjne, które Olinek ma przynajmniej raz w miesiącu. No i ogromny koszt sprzętu rehabilitacyjnego, który jest jedynie w małym stopniu dofinansowywany przez NFZ. Przykład? Ortezy na nogi, które Olinek musi zmieniać co kilka miesięcy (bo noga rośnie) kosztują 4-5 tysięcy złotych. NFZ dofinansowuje 800zł. Pionizator to koszt rzędu 13 tysięcy złotych. Dofinansowanie jest 2 tysiące. Wózek specjalistyczny, jedyny jaki pasował na Olka kosztował nas również ponad 13 tysięcy złotych. Dofinansowanie NFZ wyniosło 3 tysiące. Sprzęty niestety trzeba dość często zmieniać. Dziecko wyrasta, zmieniają się jego potrzeby, pojawia się coś nowego na rynku, co wydaje się niezwykle pomocne. Nie pogrzebie się nadziei na samodzielność dziecka przez pieniądze. Trzeba ich szukać gdzie tylko się da…Dodam, że Olinek jest oficjalnie podopiecznym Fundacji Dzieciom “Zdążyć Z Pomocą”. Pieniądze można wpłacać albo bezpośrednio na subkonto Olinka w Fundacji, albo przez zbiórkę www.pomagam.pl/olinekjozwicki. Pieniądze ze zbiórki na portalu pomagam, są również przekierowywane do Fundacji i czekają na Olka potrzeby na Jego subkoncie. A w jaki sposób my możemy dostać pieniądze z subkonta? Tylko i wyłącznie na podstawie Faktur. Nie ma możliwości by choć złotówka z tego co jest zgromadzone na koncie Olinka poszło na jedzenie, wyjazd na wczasy, czy telefon komórkowy… Zazwyczaj rozliczenie wygląda w ten sposób, że ośrodek w którym ma terapię Olinek, czy firma sprzedająca sprzęt rehabilitacyjny wysyła FV do Fundacji i Fundacja wysyła im pieniądze z subkonta Olinka. My tych pieniędzy nawet nie widzimy. Utrzymujemy się tylko i wyłącznie z zarobionych przez nas czy naszą rodzinę pieniędzy.

Mam nadzieję, że mimo wszystko więcej jest ludzi, którzy wspierają was i bezinteresownie niosą swoją pomoc! Bo chyba nie wszyscy są tacy źli?

Oczywiście! Te mało miłe przypadki to absolutny margines. Zasiada gdzieś w głowach i pamięta się przykre słowa… Jednak te miłe, dobre gesty są ważniejsze i na szczęście zdarzają się znacznie częściej… Dostajemy ogromne wsparcie od bliskich i obcych zarówno psychiczne jak i materialne. A pomoc płynie na wiele sposobów. Jedni wpłacają symboliczne kwoty na zbiórce www.pomagam.pl/Olinekjozwicki, inni wpłacają pieniądze na subkonto w fundacji. Są osoby, które wyszukują nam przedmioty na aukcje #dlaolinka… Czasem też wystarczy chociażby udostępnienie posta o zbiórce 1%, czy wspomnienie o blogu Olinka. To też jest wielka pomoc! Ostatnio też mile zaskakują nas pomysły znajomych osób. Kilka miesięcy temu znajomi znajomych postanowili zbierać pieniądze na Olinka podczas pogrzebu krewnego, zastępując datkiem kwiaty… W czerwcu na jednym ze ślubów będzie zbiórka na Olinka zorganizowana przez Parę Młodą. Ostatnio też restauracja U TATO w Warszawie postanowiła 20% ze swojego utargu przekazać na leczenie i terapię Olinka. Czyż to nie piękne? Te gesty są dla nas niezwykłym balsamem. Nie tylko w kwestii finansowej, ale przede wszystkim psychicznej… Widzimy jak wielkie są serca ludzi…często obcych.

Dobrze jest wiedzieć, że mimo wszystko są ludzie, którzy zaskakują swoją bezinteresownością. Sama nie zdawałam sobie sprawy, że to wszystko wiąże się z aż takim kosztem. 200 tys w ciągu dwóch lat to naprawdę duża kwota. Jakie są wasze największe potrzeby na dzień dzisiejszy?

Z tych czysto materialnych to pieniądze na wizyty lekarskie, leki, badania, terapie oraz sprzęt rehabilitacyjny. Co miesiąc jest to koszt wahający się między 8-12 tysięcy złotych.  Ale bywają i takie miesiące, gdzie musimy wydać ponad 20 tysięcy złotych…

To na prawdę duże kwoty. Czy oprócz pomagam.pl jeszcze w jakiś inny sposób starasz się uzbierać pieniądze na potrzeby Olka?

W listopadzie 2018 roku uruchomiłam aukcję charytatywną #DLAOLINKA, którą przeprowadzałam na stronie www.facebook.com/groups/dlaolinka. Aukcja trwała równe pół roku i w tym czasie udało nam się zebrać prawie 160 tysięcy złotych. Licytowane były głównie przedmioty i atrakcje zaoferowane przez znane osoby. Licytacji było blisko 200, ale wymienię kilka: rola w najnowszym filmie Patryka Vegi, kolacja z Małgorzatą Rozenek-Majdan i Radkiem Majdanem, wizyta w studio Dzień Dobry TVN, dzień z Dorotą Gardias w stacji TVN24, kolacja ugotowana i zjedzona w domu u Kasi Nosowskiej, wyjście na mecz Legii z Piotrem Kędzierskim, kolacja z Martą Manowską, występ w spektaklu “Szkło Kontaktowe” w Teatrze 6. Piętro, wspólny występ w skeczu Paranienormalnych. I cała masa innych, znakomitych wydarzeń…. Czasem przecieraliśmy oczy ze zdumienia, jak wspaniałe propozycje mieliśmy od Artystów.

Takie licytacje mogą być naprawdę zachęcające. W końcu nie na co dzień ma się okazję zagrać w filmie czy pójść na kolację ze sławnymi osobami. Skąd pomysł na taki rodzaj licytacji? Jak wygląda zbieranie i przygotowywanie „fantów”? Czy to bardzo czasochłonne?

Dużo znajomych mi osób robi licytacje i w ten sposób zbiera pieniądze na leczenie dzieci. Ja też chciałam spróbować. Jednak zależało mi, by ta aukcja była inna od pozostałych. Żeby przyciągnęła więcej obserwatorów, dotarła do większej liczby odbiorców. Nie ukrywam, że pomogła mi w tym moja i męża była praca – oboje pracowaliśmy w telewizji. Jeśli nawet kogoś bezpośrednio nie znaliśmy to staraliśmy się dotrzeć przez znajomych. Choć przyznam, że do niektórych udało mi się dotrzeć zupełnie bez znajomości – chyba przypadkowo i przez ogrom szczęścia. Dodatkowo wielu naszych darczyńców robiło sobie zdjęcia z napisem “#DLAOLINKA” i wstawiało w swoich socialmediach. To dzięki ich pomocy więcej osób się dołączyło do naszej akcji. Ogromnie pomogła nam też Dorotka Gardias, która jest Aniołem naszej aukcji i w ogóle Olinka. Poznaliśmy się praktycznie tuż przed rozpoczęciem aukcji, a znajomość ta przerodziła się w przyjaźń. Dorota niezwykle wspiera Olka i poświęca mu dużo swojego czasu.

Aukcja była dość czasochłonna, codziennie poświęcałam na nią kilka godzin. Wysyłałam kilkadziesiąt maili dziennie z prośbą o dołączenie się do naszej licytacji. Większość przedmiotów osobiście odbieraliśmy od darczyńców. Każdemu trzeba było zrobić zdjęcie, przygotować obszerny opis. Nadzorowałam aktywnie przebieg aukcji, pilnowałam zakończeń, wpłat no i przede wszystkim wszystkie fanty trzeba było spakować i wysłać, a wygrane atrakcje zorganizować i skontaktować darczyńców ze zwycięzcami. Nie ukrywam, pracy było bardzo dużo. Ale warto było poświęcić na to każdą minutę.

Na tą chwilę licytacje są zawieszone. Kiedy planujecie powrót? Jakie przedmioty wam się przydadzą?

Oczywiście. Planujemy powrót pod koniec wakacji. Prawdopodobnie przeniesiemy licytację na allegro, by wszyscy nie tylko członkowi FB, mogli brać w niej udział. Już teraz gromadzimy kolejne przedmioty, jednak troszkę chcemy poszerzyć naszą aukcję. Dalej tematem przewodnim będą przedmioty podarowane przez aktorów, piosenkarzy, sportowców czy dziennikarzy, ale również będziemy chcieli wpleść chociażby wycieczki, wizyty w rozmaitych restauracjach, czy ekskluzywne zabiegi kosmetyczne.

Zachęcam wszystkich by śledzili losy Olinka nawww.facebook.com/olinekjozwicki – z pewnością będziemy tam podawać wszelkie informacje kiedy nasza aukcja ponownie ruszy!

Również zachęcam do śledzenia profilu Olinka. Jeszcze na sam koniec, czy jest coś co chciałabyś przekazać rodzicom w podobnej sytuacji, w której i wy się znaleźliście?

Aby mimo ciężkich chwil się nie poddawali. Mimo regresów – wierzyli w swoje dziecko i kolejne postępy – choć wiem że to ciężko trudne. By pamiętali o sobie i…w tej ciężkiej sytuacji postarali się odnaleźć. Zawala się wiele – spokój, kontakty rodzinne, kariera….ale można spróbować z tej sytuacji wyciągnąć coś pięknego…. Może pomysł na inną pracę? Może wsparcie innych potrzebujących? Życzę wszystkim by potraktowali to ciężkie przeżycie jak wyzwanie… Nie poddawali się. Bo… mają dla kogo walczyć. Te dzieciaki przeżyły i zawalczyły dla nas. My się poddamy?

Dziękuję za waszą historię! Trzymam kciuki za Ciebie i Olinka. Jesteście silnym i zgranym duetem, a nawet trio bo razem z mężem robicie wszystko, aby zapewnić Olkowi to co najlepsze. Oczywiście nie możemy zapominać również o dziadku i babci małego, którzy również mają w tym swój duży udział! Ja trzymam bardzo mocno kciuki i wierzę, że cała miłość, czas i zaangażowanie, które poświęcacie Olinkowi zostaną wynagrodzone tak jak sobie to wymarzyliście!

Dziękujemy. My również dziękujemy Dziadkom. Bez nich z pewnością bylibyśmy w dużo gorszej formie niż jesteśmy…. I finansowej, i psychicznej…. To piękne, że osoby, które już odchowały swoje dzieci i mógłby się cieszyć jesienią życia – chcą poświęcić się ponownie i okazać tak wielkie serce.

Poznaliście historię niesamowitej mamy – Agnieszki i równie silnego Olinka. Jeżeli chcecie śledzić ich dalsze losy to zapraszam na ich profil na Instagramie i Facebooku. Zapraszam również na grupę z licytacjami, które już od września ruszą na nowo.

Jeżeli natomiast chcecie pomóc i możecie przekazać jakieś fanty na licytację, prosimy o kontakt. Każda pomoc się przyda!

10 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *